Filadelfia to miasto braterskiej miłości (gr. „philos” i „adelfos”), Rocky’ego, konstytucji i podobno najlepszych kanapek z szynką i serem w całym kraju. Tu powstało wiele pierwszych banków i instytucji publicznych (szkoła, szpital, gazeta), a Benjamin Franklin przeniósł się z Bostonu. Postanowiliśmy to sprawdzić mając do dyspozycji jeden dzień na wypad z Nowego Jorku. Szczerze? Pogoda była fatalna, pobudka przed 05:00 rano także nie nastrajała optymistycznie, a na koniec niektórzy z nas się rozchorowali. Cudownie. Tak, było całkiem fajnie.
Jak dojechać
W naszym przypadku wybór padł na Flixbusa, z którym pokonaliśmy wszystkie „amerykańskie” odcinki podróży. Niekoniecznie pałamy do tego przewoźnika wielką miłością, ale oferował on (w momencie wyszukiwania połączeń) najdogodniejsze rozkłady jazdy i ceny. Dodatkowo, sprawdzając na mapie okazało się, że w Filadelfii jego przystanek jest dosłownie kilkanaście metrów od najważniejszych atrakcji miasta. W Nowym Jorku autobusy zatrzymują się z kolei tuż przy Madison Square Garden od strony Penn Station. Praktycznie w centrum przesiadkowym na Manhattanie, cudownie!
Bilety
Za przejazd Nowy Jork – Filadelfia – Nowy Jork zapłaciliśmy jeszcze w Polsce, online ok. 390 zł za 3 osoby. Przystanek na Manhattanie jest pozbawiony jakichkolwiek ułatwień dla podróżujących (tablica informacyjna czy zadaszenie) niemniej ciężko go nie zauważyć skoro cały czas kręcą się tam zielone autobusy. Warto potwierdzić bezpośrednio u kierowcy cel przejazdu, ponieważ samochody rzadko mają stosowne tablice za przednią szybą. O pomyłkę niezwykle łatwo!
Podróż zajęła nam ok. 2 godziny trzymając się autostrady N95. Sam autobus był całkiem komfortowy, a wczesna pora i dość monotonne krajobrazy industrialno-leśne zachęcały do drzemki. Spacer do autobusowej toalety był z kolei wyzwaniem, podobnie jak korzystanie z tego przybytku. Za oceanem WC jest umieszczone na końcu pojazdu przez co wszelkie nierówności są odczuwalne po stokroć bardziej. Dość malkontenctwa – wybiła 09:30, a więc dotarliśmy do celu. Pozostało 7 godzin do powrotu.
Filadelfia – co zobaczyć w kilka godzin
W internecie można znaleźć wiele podpowiadajek dotyczących miejsc wartych zobaczenia. Uznaliśmy, że (nomen-omen) Ameryki nie odkryjemy szukając ich na własną rękę… ale jednak coś nowego dodaliśmy! Postanowiliśmy zrealizować klasyczny plan od Independence Hall aż po schody Rocky’ego z delikatnymi modyfikacjami. Cóż, nie wszystko poszło po naszej myśli.
Independence Visitor Center
Obszerny i nowoczesny gmach, którego odpowiedników raczej ciężko szukać w Polsce, jest swego rodzaju głównym budynkiem dla turystów przybywających do Filadelfii. Posiada ciekawą architekturę odwołującą się do pierwszych murowanych budynków, dobrze zaplanowaną przestrzeń i dużo miejsca w środku. Wstęp jest całkowicie bezpłatny. Oferuje szereg sklepów, kawiarni, punktów informacyjnych, bezpłatne kino oraz wystawy. Zainteresowani mogą tutaj nabyć dodatkowe wejściówki do pozostałych atrakcji miasta. W naszym przypadku stał się idealnym schronieniem przed deszczem, który co chwila wracał nad centrum. To właśnie z jego powodu nasz plan zwiedzania musieliśmy drastycznie skrócić.
Dom G. Washingtona
Druga strona Market St. wita resztkami fundamentów domu G. Waszyngtona, pierwszego prezydenta kraju. Co prawda na poziomie ulicy odtworzono częściowo układ budynku, ale nie jest to jakaś wielka atrakcja. Oryginalne elementy można zauważyć kilka metrów niżej, ukryte pod grubą warstwą szkła. Również nic specjalnego, ale pamiętajmy o symbolice.
O wiele bardziej interesująco brzmią informacje zawarte na wielu umieszonych tu standach. Czy wiesz, że Waszyngton miał swoich niewolników mieszkających w piwnicy domu i usługujących mu na co dzień? Z kolei hasło „We, the people” wcale nie odnosiło się do czarnoskórych. Temu podobnych przekazów jest tu więcej i warto poświęcić moment na lekturę. Swoją drogą jest to budujące, że USA potrafią zmierzyć się ze swoimi, jakże niedoskonałymi, początkami bijąc się w pierś. Choćby w takiej formie.
Liberty Bell – Dzwon wolności
W muzealnym budynku po drugiej stronie Market Street znajduje się chyba najważniejszy zabytek w Stanach Zjednoczonych. Dzwon Wolności można porównać do krakowskiego Dzwonu Zygmunta, który wybrzmiewa w najważniejszych dla Polski momentach. No właśnie – Liberty Bell praktycznie nigdy nie miał okazji wydobyć z siebie dźwięku. Podczas swojego życia pękł trzykrotnie w różnych okolicznościach, tracąc bezpowrotnie właściwości rezonowania.
Ile kosztują bilety?
Wejście jest całkowicie bezpłatne. Obowiązuje uproszczona lotniskowa kontrola bezpieczeństwa, podczas której plecak przechodzi przez skaner taśmowy a my przez wykrywacz metali. Cała procedura to 5-15 minut w zależności od ilości osób czekających w kolejce.
Muzeum obfituje w informacje historyczno-polityczne poświęcone zagadnieniu niepodległości i roli Liberty Bell jako ogólnoświatowego symbolu wolności. Po Nowym Jorku mieliśmy chyba zbyt wygórowane oczekiwania co do interaktywności tego rodzaju przybytków – tutaj wszystko było za gablotami, głównie do czytania. Tak, brakowało nam bodźców (i kawy) więc ruszyliśmy do głównego eksponatu. Dzwon z 1752 roku wydał się nam nieco mniejszy od wyobrażeń czy zdjęć i szczerze mówiąc – gdybyśmy nie znali jego historii – nie wyróżniał się niczym specjalnym, oprócz głębokiej pionowej bruzdy. Wiedząc jednak o jego wyjątkowej symbolice pozwoliliśmy sobie na chwilę kontemplacji… pod czujnym okiem ochrony.
Independence Hall
Filadelfia to druga stolica USA (pierwszą był przez kilka miesięcy… Nowy Jork!) i chyba najważniejsze miasto dla powstania tego państwa. Tutaj w 1776 roku podpisano najważniejsze akty proklamujące niepodległość czy też samą konstytucję. Można być historycznym ignorantem, ale będąc kilka kroków od najważniejszego (kiedyś) budynku w Stanach Zjednoczonych nie sposób go zlekceważyć. Independence Hall (znany z banknotu 100 USD) to tak naprawdę kompleks trzech budynków w kształcie litery U, gdzie znajdował się kiedyś Senat czy Sąd Najwyższy. Teren jest dyskretnie ogrodzony i pilnowany/administrowany przez rangers’ów. Aby podejść nieco bliżej wymagana jest (a jakże) kolejna kontrola bezpieczeństwa i bilety.
Jak dostać się do Independence Hall?
W czasach Covid-19 większość spraw załatwimy online i tak samo jest choćby z biletami do tego obiektu. Procedura wymaga założenia konta na portalu recreation.gov i wyszukania interesującej nas atrakcji. Kolejnym krokiem jest wskazanie daty i godziny wejścia. Potwierdzamy ilość zwiedzających, dokonujemy opłaty administracyjnej 1 USD za każdą osobę i tyle. Na podany adres email otrzymamy po chwili potwierdzenie oraz kod QR (nie wymaga drukowania).
Uwaga – szczególnie w okresie letnim zainteresowanie tą atrakcją jest potężne. Warto zatem dokonać rezerwacji z dużym wyprzedzeniem, co najmniej 30-dniowym. Atrakcja sama w sobie jest bezpłatna, a wspomniany wyżej dolar to koszt rezerwacji wejściówki. Jedno bez drugiego nie istnieje, więc uznajmy, że za wejście trzeba zapłacić choćby symbolicznie.
Spędziliśmy 20 minut stojąc w kolejce na deszczu. To był już kolejny prysznic tego dnia i szczerze mieliśmy dość – Filadelfia nie przywitała nas zbyt ciepło. Wreszcie przyszedł czas naszej 20-30 osobowej grupy, która z przewodnikiem przekroczyła mury Indepencence Hall. Spodziewaliśmy się chyba czegoś na kształt Wersalu, przepychu rodem z katedry, a powitały nas ascetycznie urządzone wnętrza z delikatnymi akcentami z końca XVII wieku. Zwykłe krzesła, stoliki, brak wybujałych ornamentów – słowem kłująca w oczy prostota. Trochę nas to zaskoczyło. Oprowadzający grupę z dużym zaangażowaniem i dumą w głosie podkreślał wagę podejmowanych w tych murach decyzji oraz fakt bezkrwawego przeniesienia władzy nad pierwszymi stanami w ręce Waszyngtona. Inni uczestnicy wycieczki z atencją przysłuchiwali się jego słowom i żywo uczestniczyli w dyskusji – widać było unoszący się duch patriotyzmu. Dość ciekawe doświadczenie…
Zobacz również Congress Hall
Przed lub po zwiedzaniu głównego budynku Independence Hall możemy zobaczyć od wewnątrz również Congress Hall. To średniej wielkości aula, w której obradował pierwszy Senat USA. Tu nie obowiązuje bilet na konkretną godzinę, ale należy ustawić się w kolejce i grzecznie czekać na przewodnika. Ten – po zajęciu miejsc w nawach przez turystów – wygłosi kilkunastominutową tyradę nt. pierwszych dni uzyskania niepodległości. Musimy przyznać, że znając choć trochę angielski warto tego posłuchać.
Praktycznie – w obu budynkach obowiązuje zakaz samodzielnego przemieszczania się. Każdy z nich wymaga 20-25 minut. Kompleks prezentuje się znacznie ciekawiej z zewnątrz, ale to w środku działa się magia 1776 roku i dlatego warto tam wejść.
Science History Institute
Świetne, niewielkie muzeum poświęcone wynalazkom, które podniosły nasz komfort życia. Jeśli chcesz się dowiedzieć co wspólnego ze sobą mają flip-flopy, żarówka czy puszka z napojem gazowanym to miejsce jest dla ciebie. Znaczna część ekspozycji jest tylko do „oglądania bez dotykania”, natomiast cudownym rozwiązaniem okazał się interaktywny stół pozwalający na samodzielną eksplorację cyfrowych zbiorów. Instytut-muzeum jest usytuowany w niepozornym biurowcu, gdzie na wejściu wita nas recepcjonista. Przyznać trzeba, że to nietuzinkowe rozwiązanie. Miejscówka na pewno warta polecenia!
Koszty
Obiekt jest dostępny bezpłatnie. Nie ma obowiązku rezerwacji online. Planując wizytę należy zwrócić uwagę na fakt, że w niedzielę, poniedziałek i wtorek atrakcja jest nieczynna.
Dom Betsy Ross
Ktoś kiedyś wymyślił obecną flagę USA i była to właśnie pani Betsy. No, nie do końca jest to prawda ale skoro legenda żyje i ma się dobrze to dlaczego nie zrobić na tym interesu, prawda? Niepozorny domek kryje w sobie historię flagi – 13 gwiazdek stanów założycielskich i 50 pasów biało-czerwonych symbolizujących stany współczesne. Po doświadczeniach w okolicy Independence Park chcieliśmy wrócić już do współczesności, lub inaczej – uciec od pompatycznego patriotyzmu. Nie weszliśmy do środka, bo nie odczuwaliśmy takiej potrzeby. Bilet dla 1 osoby to wydatek 5 USD. Poszliśmy więc na „starówkę”, która szczyci się mianem największej i najlepiej utrzymanej w całych Stanach Zjednoczonych.
Elfreth’s Alley
Podobno to najstarsza ulica w całej Ameryce Północnej, a na pewno w Filadelfii. Ciężko jej odmówić uroku oraz bezpośrednich skojarzeń z osiemnasto i dziewiętnastowieczną Anglią czy Irlandią. Kocie łby, kolorowe okiennice, kwiaty, kamień i drewno – tak mało trzeba, aby każde zdjęcie w tym miejscu było udane. Szkoda, że ten fragment miasta jest naprawdę mikroskopijny, ale dobrze, że jest go choć tyle. Czuć ducha dawnych lat. Krótki spacer po okolicy jest obowiązkowy!
Skwer Franklina
Filadelfia ma swojego bohatera tak jak Gotham City Batmana. Porównanie może niezbyt trafne, ale Benjamin Franklin na zawsze będzie symbolem miasta, które dumnie podkreśla ten związek na każdym kroku. Idąc do Rocky’ego trafiliśmy na (a jakże) Franklin Square. Z polskiej perspektywy to po prostu niewielki kwartał zieleni otoczony murem, ale w morzu betonowej zabudowy stanowi przyjemny przystanek w pieszej wędrówce. Na dodatek ma fikuśną fontannę, a my trafiliśmy na festiwal chińskich lampionów więc było kolorowo.
Rail Park
Nowy Jork stworzył High Line, a Filadelfia ma społeczny Rail Park. Idea obu zieleńców jest taka sama – zagospodarowano nieużywane tory metra wędrujące nad ulicami. Tu mówimy nie o kilometrach a 250-300 metrach stworzonych rękoma lokalnej społeczności. Mieszkańcy mieli dość betonowej dżungli i zapragnęli stworzyć coś zielonego pośrodku aglomeracji. Czy im się udało? No pewnie! Miejscówka jest świetna. Idealna dla spacerów, sztuki ulicznej, happeningów czy zabawy z dziećmi. Może nie gwarantuje tak spektakularnych widoków jak piesza kładka w Nowym Jorku niemniej jest wystarczająco dopieszczona aby cieszyć nią oko. Przedsięwzięcie nie jest jeszcze w 100% ukończone, ale tzw. faza pierwsza owszem. Atrakcja jest całkowicie bezpłatna i naprawdę godna polecenia, choć dotarcie do wschodniego wejścia może podnosić nieco ciśnienie. Po prostu okolica nie wygląda na zbyt przyjazną, ale to pozory.
Chinatown
Drugie największe skupisko ludności chińskiej w USA jest właśnie w Filadelfii (a raczej drugie największe Chinatown). Idąc do Rail Park tylko je lekko musnęliśmy z brzegu, ale zrobiło na nas znacznie większe wrażenie niż to nowojorskie. Jeżeli jednak ktoś był w Azji to żadne z nich nie umywa się do ulic tamtejszych miast. Nic nie przebije oryginału.
Filadelfia – City Hall
W tym momencie, a raczej w Rail Park, przyszło gwałtowne załamanie pogody i musieliśmy zmienić plany na dalszą część dnia. Podjęliśmy bolesną decyzję o odpuszczeniu wizyty u Rocky’ego z uwagi na jego odległe od centrum położenie, a także stan zdrowia członków wycieczki. Zostało nam też niezbyt dużo czasu do odjazdu autobusu z powrotem do NY. Skręciliśmy na południe, w stronę ratusza.
Budynek został zaprojektowany jako najwyższy na świecie ale w międzyczasie dokończono zauważalnie wyższą wieżę Eiffla oraz Monument Waszyngtona więc spadł na dalsze pozycje w tym rankingu. Zupełnie jak obecny wyścig między Szanghajem a Dubajem, prawda? Ratusz jako taki jest niedostępny natomiast dziedziniec owszem. Jest on otwarty na cztery strony świata i stwarza wrażenie dna beczki.
Świątynia Wolnomularzy
Dochodząc do ratusza od strony Broad St. możemy zauważyć rzucające się w oczy 2 budynki, z których jeden to kościół metodystów, a drugi to loża masońska. Z wielu powodów ten drugi wzbudza więcej emocji, ale zwiedzanie kosztuje 15 USD więc trzeba się trzymać mocno za portfel. Dla fanów.
Market St.
Najważniejsza, najstarsza i jedna z najdłuższych ulic w Philly (jak w skrócie określają miasto jego mieszkańcy). Spokojnym krokiem pokonaliśmy odcinek pomiędzy ratuszem a Independence VC mierzący ok. 1,5 km łapiąc klimat metropolii. To fajny kawałek Filadelfii, wypełniony sklepami, barami i restauracjami, nad którymi na wyższych piętrach królują biura. Klimat choć wielkomiejski jest zgoła inny od nowojorskiego. Bardziej znośny, wręcz przyjemny, pozwalający się oswoić z rzeką ludzi i samochodów gnających obok nas. Po całym dniu w deszczu i zimnie wyszło wreszcie słońce. Tak, na koniec naszej wizyty.
Gdzie jeść
Wszyscy polecają Reading Terminal Market niedaleko ratusza i tamtejsze turbokanapki napchane mięsem i serem. Głód dopadł nas jednak dużo wcześniej. Szukając rozwiązania problemu trafiliśmy do fantastycznej pizzerii (Filadelfia została zbudowana głównie przez Włochów, Niemców i… Polaków!), którą zaznaczyliśmy na mapie. Przepotężna cheese pizza z napiwkiem kosztowała nas 15,30 USD. Oprócz tej jedzonej niedaleko Wall St. w Nowym Jorku wydała nam się jednomyślnie przepyszna. Faktem jednak jest, że ceny jedzenia są wysokie i ciężko o tanią i dobrą miejscówkę. Z perspektywy czasu chyba postąpilibyśmy podobnie, tzn. nie szukalibyśmy na siłę knajpki z klimatem a zjedlibyśmy coś po drodze naszej wędrówki przez miasto.
Co ominęliśmy w planie zwiedzania?
Fatalna pogoda przez 80% czasu, zły stan zdrowia a tym samym niezbyt pogodny nastrój spowodowały, że nie odwiedziliśmy:
– Philadelphia Museum of Art (w tym słynne schody Rocky’ego)
– Philadelphia Waterfront Landing (deptak nad rzeką Delaware)
– Love Park (nazwa mówi wszystko)
Przy sprzyjających warunkach z pewnością te punkty znalazłyby się w naszym planie.
Filadelfia w 7 godzin
Po kilku dobrych dniach w Nowym Jorku Filadelfia okazała się potrzebnym oddechem od jazgotu i tumultu metropolii. Można byłoby powiedzieć, że trafiliśmy z deszczu pod rynnę, ale to nieprawda. Filadelfia (oprócz kapryśnej pogody) w naszych oczach wydała się być miastem znacznie przyjemniejszym do życia. Spodobała nam się niższa zabudowa, mniejszy ruch, dość sporo zieleni oraz stara, europejska architektura. Wybierając miejsce do życia Filadelfia zdecydowanie wygrywa z Nowym Jorkiem w naszym rodzinnym rankingu. Inną kwestią jest – podobnie jak w NY – masa ćpunów wałęsających się tuż poza centrum oraz nazwijmy to dość swobodne podejście służb miejskich do kwestii śmieci. Nie byliśmy na przedmieściach więc temat bezpieczeństwa jest nam obcy, natomiast wzdłuż trasy wędrówki nie spotkało nas nic złego.
Ile to wszystko kosztowało?
Na 7 godzin pobytu w mieście wydaliśmy na 3 osoby w sumie 32 USD, w których zawierają się także drobne zakupy spożywcze czy pamiątki.
Czy warto odwiedzić to miasto? Tak. Jest perfekcyjnie położone pomiędzy Nowym Jorkiem a Waszyngtonem i oferuje naprawdę dużo atrakcji. Fani historii będą się czuli jak na placu zabaw, mięsożerni fanatycy kuchni amerykańskiej podobnie. Bardzo ciekawa i zróżnicowana architektura wpadnie z kolei w oko estetom. Nie jest to miejscówka, w której zatrzymalibyśmy się na kilka dni ale głównie z powodu innych atrakcji na Wschodnim Wybrzeżu. Tych kilka godzin okazało się być absolutnym minimum. Czy wrócilibyśmy? Tak, na jeden dzień.
Ciekawostki
Pierwsze muzeum, zoo, biblioteka, bank, szpital czy uniwersytet powstały w Filadelfii. Jest to jeden z najgęściej zaludnionych obszarów USA posiadający najwięcej murali na ścianach budynków. Liczba szkół medycznych powoduje, że co szósty lekarz w kraju zdobywał wiedzę w tym mieście. 14 spośród największych firm USA ma swoją siedzibę właśnie tutaj – w mieście, w którym powstał Korpus Piechoty Morskiej (Marines) i gdzie mieszkał Tadeusz Kościuszko.