Słoneczny weekend za nami. Standardowo odwiedziliśmy stary dom na Podlasiu. To nasza odskocznia po całym tygodniu za biurkiem. Miejsce, w którym odpoczywamy psychicznie, ale męczymy się fizycznie. Zawsze jest coś do zrobienia. Zawsze. Remont trwa nieprzerwanie od kilku lat. Na posesji stoi stara stodoła. Pisałam o niej przy okazji prac nad ZAGŁÓWKIEM W SYPIALNI. Pokochaliśmy jej stare deski i staramy się je wykorzystać do nowych projektów.
Stodoła pełna skarbów
W tym tygodniu specjalna ekipa zdjęła eternit z dachu. Stodoła ledwie stoi, jak staruszka, której zabrano laskę. Wyrywamy kolejne deski i zastanawiam się ile jeszcze wytrzyma. To jej ostatnie dni…
W sobotę zaczęłam czyścić ostatnią komórkę stodoły. Była pełna śmieci i odpadów. Stary sedes, foliowe worki, puszki po farbach. Wśród bezwartościowych rzeczy ukryły się prawdziwe cuda. Nie mogłam się doczekać powrotu Pana HAART (zwiedzał z Miśkiem okoliczne lasy), bo nie radziłam sobie z ciężkimi rzeczami.
Pan HAART wyciągnął wielki stół i sporo cennych drobiazgów. Skrzynie, miski, koszyki. Prawdziwe skarby.
Stół jest bardzo zniszczony. Szuflady nie nadają się do renowacji. Nóżki będziemy musieli skrócić. Mamy jednak plan – stół zamieszka na nowym tarasie. Wzmocnimy, zaszpachlujemy, pomalujemy. Będzie piękny!
Stary dom staje się piękniejszy z tygodnia na tydzień. Uwielbiamy naszą SYPIALNIĘ i ręcznie robione drobiazgi. Na ścianach i pułkach umieszczamy pamiątki z podróży. Dobieramy dodatki.
Nasza mała, prywatna przestrzeń. Nasz mały świat.