Wyjeżdżając w zagraniczną podróż interesują nas ceny lokalnych produktów, transportu czy rozrywek. Ceny w Maroko nie należą do bardzo wysokich, ale też nie jest to destynacja dla superoszczędnych. Cóż, takich na świecie ubywa. W ciągu dwutygodniowego, samodzielnego wyjazdu odwiedziliśmy naprawdę sporą liczbę sklepów, bazarów, przydrożnych kramów czy nawet supermarketów. Robiliśmy zakupy zarówno w turystycznych lokalizacjach jak również z dala od utartych szlaków. Tankowaliśmy auto w centrach miast oraz niewielkich osadach na pustkowiu i w podobnych miejscówkach korzystaliśmy z parkingów. Zwiedzaliśmy najważniejsze atrakcje kraju, ale odwiedziliśmy także te schowane bardziej w interiorze. Ile nas to kosztowało i jak kształtują się ceny najważniejszych produktów? Można zwiedzić Maroko budżetowo?
Co znajdziesz w tym wpisie o Maroko:
- Po ile te pomarańcze?
- Ceny w Maroko - produkty spożywcze
- Jedzenie na mieście
- Ceny w Maroko - wejściówki i bilety
- Paliwo do samochodu
- Pamiątki
- Ile wydaliśmy?
- Ceny we Maroko - czy może być tanio i fajnie?
Po ile te pomarańcze?
To zdecydowanie produkt-symbol naszego wyjazdu. Smaczne, soczyste i słodkie pomarańcze występują w Maroko w tylu odmianach w ilu u nas... ziemniaki. Dosłownie zajadaliśmy się nimi każdego dnia czerpiąc przyjemność zarówno z ich smaku jak i naprawdę niskiej ceny jaką przyszło nam za nie zapłacić. 1,30/kg? Był to jednak cenowy wyjątek, ponieważ większość produktów spożywczych na półkach jest w cenach porównywalnych do tych w Polsce lub nieznacznie niższych. Tak, to generalizowanie ale wynika z własnych obserwacji. Po prostu ciekawiej prezentujące się produkty lub gotowe dania są w zdecydowanej większości importowane z Europy, co wydatnie wpływa na cenę. Spróbujmy usystematyzować wszystkie informacje.

Sklepy spożywcze
Odnieśliśmy wrażenie, że niektóre produkty (jak woda) mają wręcz odgórnie wyznaczoną cenę maksymalną. Niezależnie od lokalizacji płaciliśmy za nie praktycznie tyle samo. O ile w Polsce można ogólnie przyjąć, że większe sieci mają lepsze ceny, o tyle ceny w Maroko kształtowały się chyba dokładnie odwrotnie. Kilkukrotnie zdarzyło się, że przepłaciliśmy w pewnej sieci hipermarketów (obecnej też nad Wisłą) za produkt, który w lokalnym sklepiku był zauważalnie tańszy. Tego rodzaju sieciówki są chyba lepsze do doraźnego uzupełnienia podróżnej spiżarni - można tam od biedy kupić coś na śniadanie lub przekąskę.


Takich dużych sklepów tak naprawdę w Maroko... nie ma. Po przejechaniu ponad 2200 km trafiliśmy w sumie na 2 hipermarkety i może 3 sklepy pokroju Biedronka/Lidl. W tym kraju znacznie popularniejsze są souki (bazary), na których robi się wszelkie zakupy. Podobnie małe, wręcz garażowe, sklepiki z najpotrzebniejszymi produktami. Osobom przyzwyczajonym do większych zakupów w jednej lokalizacji może to sprawiać trudność. Nam też zajęło trochę czasu aby zrozumieć marokański system i wiedzieć gdzie szukać jakich produktów. W sposób naturalny uznaliśmy np. w Essouria, że większy market będzie oznaczał atrakcyjniejsze ceny wypieków (a szukaliśmy wówczas przekąsek do samolotu powrotnego). W rzeczywistości - choć kwotowo różnice były nieznaczne - o blisko 70% tańsze bułeczki znaleźliśmy w lokalnej cukierni położonej w mieszkalnej części miasta i z dala od turystycznego szlaku wzdłuż plaży. Nie muszę chyba dodawać, że ich jakość przewyższała już na oko te marketowe?

Warzywa, nabiał, mięso i słodycze
Inne średniofajne doświadczenie związane z marketami mieliśmy takie, że jakość owoców i warzyw na półkach nie zawsze była perfekcyjna. Przeciwieństwem były stragany na targowiskach, gdzie produkty zawsze wyglądały świetnie. Nastawialiśmy się na przywiezienie do kraju mnóstwa orientalnych przypraw (jak to miało miejsce choćby w Omanie), a srodze się rozczarowaliśmy. Wybór był niewielki, a opakowania duże. Reszta półek sklepowych była mniej więcej kopią tego co znamy z naszych ulic. Dość rozbudowanym działem jest ten ze słodkimi napojami i przekąskami, gdzie - z racji braku podatku cukrowego - kolorowe opakowania są atrakcyjne nie tylko wizualnie. Z wyłączeniem oczywiście produktów przywożonych głównie z Francji i Hiszpanii, które mają zaporowe ceny.
Maroko to kolejny kraj z grupy "ciepłych/tropikalnych" gdzie nabiał ogólnie nie jest supertani. Jest to poniekąd zrozumiałe, ponieważ obszary trawiaste są prawie wyłącznie bliżej Morza Śródziemnego, w okolicach Tangeru czy ogólnie na północy kraju, a latem temperatury są na tyle wysokie, że wymagają błyskawicznej obróbki mleka. Mięso z kolei wygląda bardzo jednakowo, niezależnie czy jest to kiełbasa czy wędlina. Być może podobnie smakuje. Nie gustujemy w takich produktach, ale kilkukrotnie jedliśmy dania z dodatkiem marokańskich mięs i musimy przyznać, że ich smak jest bardzo zbliżony do... parówek. Nie są to doznania wybitnie przyjemne dla podniebienia nawet dla parówkożerców.


Ceny w Maroko - produkty spożywcze
Czas na najważniejsze - surowe ceny. Część z produktów w poniższej tabeli kupiliśmy, część po prostu spisaliśmy z informacji na półkach. Trochę zaskoczeń na pewno jest 🙂
Produkt | Cena zł |
---|---|
Herbata zielona 250g | 8,30 |
Herbata czarna 250g | 6,60 |
Margaryna 200g | 3,70 - 5,20 |
Woda mineralna niegazowana 1,5L | 1,60 - 2,30 |
Chleb tostowy pszenny 520g | 5,70 |
Mała bagietka | 0,90 |
Napój Mirinda, smak tropikalny 250ml | 2,30 |
Tuńczyk w oleju 100g | 4,40 |
Chipsy ziemniaczane solone 85g | 4,60 |
Chipsy ziemniaczane smakowe 95g | 5,20 |
Coca-Cola 1,5L | 2,80 - 3,70 |
Banany / kg | 9,00 - 10,30 |
Czerwone pomarańcze / kg | 1,25 - 1,40 |
Papryka żółta / kg | 7,20 - 7,90 |
Pomidory / kg | 2,80 - 3,70 |
Marchew / kg | 1,60 - 1,90 |
Cebula / kg | 3,90 - 4,20 |
Batoniki lokalne | 0,35 - 1,50 |
Słodka bułka z ciasta francuskiego | 1,90 - 2,40 |
Chleb lokalny 220-250g | 0,80 - 1,20 |
Przecier pomidorowy 400g | 3,30 |
Makaron 500g | 4,10 - 4,50 |
Jogurt mango-ananas 110ml | 1,10 |
Serek topiony, 16 porcji w trójkątach | 5,30 - 8,50 |
Sprite 1,5L | 2,90 |
Croissant maślany, mały | 0,60 - 0,90 |
Lokalna bułeczka kukurydziana | 0,70 - 1,00 |








Jedzenie na mieście
Przyznać trzeba, że kuchnia marokańska jest z naszego punktu widzenia jedną z gorszych. Odwiedziliśmy 37 krajów i w żadnym nie czuliśmy takiej bezradności na myśl o kolejnym posiłku. Serwowane nam dania w barach i restauracjach pozostawiały wiele do życzenia. Zmiana knajpy na lepszą/droższą nic w tej materii nie zmieniała. Wszystkiemu brakowało "wykończenia" smaku, a czasem też estetyki na talerzu. Hitem była berberyjska zupa harira, która wyglądała pięknie ale była całkowicie pozbawiona smaku. Mnóstwo przypraw nie było w stanie zastąpić choćby krzty soli. Trochę jak gigantyczne truskawki kupione w styczniu, które po wrzuceniu do wody tracą kolor i aromat. Może się nie znamy i tak powinna smakować... tyle, że to był smak wody. Warto również zaznaczyć, że bardzo popularne są lokalne fast-food'y jak np. panini, pizza, calzone, shoarma. Dania te choć brzmią śródziemnomorsko to tak nie smakują. Są po prostu niedoprawione, a składniki miernej jakości. To naprawdę rozczarowujące, że Maroko ma tak ubogą ofertę kulinarną. Być może sytuacja jest diametralnie inna podczas zorganizowanych wyjazdów z biurem podróży?








MIeliśmy pecha?
Szeroko polecane tahini, lokalne danie narodowe, w naszym przypadku okazało się kawałkiem drobiu z frytkami. Spodziewaliśmy się kurczaka ale duszonego w paście sezamowej z sosem cytrynowym i masą przypraw. Kilkukrotnie próbowaliśmy potraw na bazie kuskus podawanych w słynnych glinianych naczyniach (tadżin) z ogromną ilością gotowanych lub grillowanych warzyw. Wyglądały pięknie, ale były mdłe, niedoprawione i bez smaku (zarówno w drogich jak i tanich restauracjach). Albo coś tu nie zagrało albo pokazowe danie kuchni marokańskiej to przykład jak nie należy karmić turystów. Naprawdę nie było naszym celem szukanie największej kulinarnej wtopy wszechczasów.
Potrawa | Cena zł |
---|---|
Tahini z kurczakiem i frytkami | 30 - 35 |
Panini wegetariańskie | 25 - 30 |
Kuskus z warzywami | 29 - 36 |
Przystawka, sałatka warzywna (bukiet) | 9 - 12 |
Świeżo wyciskany sok pomarańczowy 0,5L | 8 - 10 |
Pizza margherita (śr. 23-25 cm) | 17 - 20 |
Pizza vege (rozmiar j.w.) | 19 - 22 |
Puszka napoju gazowanego 250 ml | 3 - 4 |
Herbata miętowa (czajniczek ok. 500ml) | 5 - 8 |
Zupa berberyjska hirara | 4 - 5 |
Marokańskie śniadanie (zestaw) | 9 - 15 |
Duża shoarma w picie | 17 - 18 |
Sok bananowy (przecier, ok. 330ml) | 3,50 |
Sok z owoców kaki 330ml | 4 - 4,50 |

Pozytywy? Negatywy?
Spróbujmy znaleźć pozytywy. Z pewnością będą nimi świeżo wyciskane soki, których smak jest wprost obłędny. W Maroko nikt nie zaprząta sobie głowy nektarami, napojami czy rozrzedzaniem wodą - owoce rosną niejako pod ręką więc po co się wygłupiać? Naprawdę, za każdym razem soki były czystą poezją smaku i potrafiły ukoić zmysły po niezbyt udanym obiedzie. A propos tychże, w którymś momencie uznaliśmy za całkiem fajny pomysł zamawianie prostej pizzy. Tu ciężko coś sknocić, zepsuć - kilka składników i margherita gotowa. Marokańczycy stosują także dość osobliwy sos jogurtowy o smaku niezbyt kwaśnej śmietany. Jest on wręcz na siłę wpychany do każdego dania. Ktoś o innej florze bakteryjnej może, całkiem zasadnie, zadać sobie wówczas pytanie o bezpieczeństwo gastryczne takiej potrawy.


Herbata
No i słynne herbaty (Berber Whisky). Ceny w Maroko tychże są bardzo przystępne i zamykają się w kwocie 2-3x niższej niż w Polsce... za cały czajniczek. Jego objętość pozwala na 3-4 herbatki z dolewkami i naprawdę chciałoby się z tego korzystać cały czas. Napoje są aromatyczne i z dużą ilością mięty choć oczywiście pijąc je w wielu miejscach zauważyliśmy różnice. Akurat nie zauważyliśmy prawidłowości gdzie turystyczne miejsca oznaczają niższą jakość. To chyba bardziej zależało od nastawienia właściciela lokalu pt. "chcę więcej zarobić" vs "mam najlepszą herbatę w okolicy". Domyślnie herbata jest okrutnie posłodzona ale w większości lokali nie było problemu z przygotowaniem wersji bezcukrowej. Nawet wtedy cukier był tuż obok, w kostkach. Kto pije herbatę bez cukru?


Ceny w Maroko w knajpach vs obsługa
Temat rzeka i prawie wierna kopia schematu z naszego kraju. Im bardziej turystyczne miasto, im większy ruch podróżujących tym ceny wyższe a jakość produktów niższa. W Marrakeszu zostaliśmy zrobieni bez mydła przy pierwszym lunchu, gdy nie zwróciliśmy uwagi na fakt, że kelner po zebraniu naszych zamówień bez pytania przyniósł zimne sałatki i bułeczki. Uznaliśmy, że to przystawki którejś z potraw. Nie, nie były nimi i wyszło to na rachunku. Po prostu jasno nie oponowaliśmy więc te "dodatki" pozostawiono na stole do konsumpcji. Ponieważ do tego doszło, należało po fakcie zapłacić i na nic się zdały słowne przepychanki. Zdrowie szwankowało, zmęczenie narastało, dzień chylił się ku końcowi więc dopłaciliśmy do naszych szacunków skromne 30%. W kolejnych miejscach staraliśmy się jasno określać nasze oczekiwania i podsumowywać koszty przez odejściem kelnera. Może to mało zgrabne ale działało i nigdzie już nikt nas nie zrobił bez mydła...
Były też sytuacje, gdy otrzymywaliśmy dodatkowe przekąski bezpłatnie. Tak było np. w Szafszawan gdy w jednej z lokalnych małych jadłodajni oprócz zamówienia wynikającego z menu otrzymaliśmy oliwki, ser a la twaróg czy świeżą bagietkę. Tu z wielką przyjemnością podwyższyliśmy rachunek o napiwek. Gdzie indziej kupiliśmy w cukierni kilka słodkich przekąsek, a sprzedawca dorzucił od siebie jeszcze kilka. To nic, że dwa dni później w innej cukierni widzieliśmy podobne produkty w znacznie niższych cenach 🙂 Takie jest Maroko.
Nasze śniadania
Tam gdzie mieliśmy je zagwarantowane lub była możliwość ich kupienia smakowały nam wszystkim wyśmienicie. To wręcz zaskakujące jak mało trzeba wydać pieniędzy aby poczuć się wręcz dopieszczonym kulinarnie. Śniadania były swego rodzaju gotowymi zestawami, w skład których wchodziła zawsze marokańska herbata, świeży sok, miód, pasta sezamowa z miodem, trochę masła/margaryny, czasem serek topiony, zawsze bułeczka kukurydziana oraz kilka specyficznych naleśników (wybitnie przypominających chlebki naan z Indii). Jedzone na zimnym tarasie lub w typowej ulicznej śniadaniowni na wolnym powietrzu dawały nam prawdziwego kopa na połowę dnia. Były to bardzo miłe przerywniki, na które zawsze czekaliśmy z uśmiechami. To zdecydowanie fajny i smaczny pomysł na jedzenie w Maroko i warto z niego skorzystać choć na pierwszy rzut oka w/w opis nie kojarzy się z wykwintnością. Śniadania mieliśmy po prostu smaczne i na tym kończymy dyskusję.


Jak można znaleźć lokal oferujący śniadania? Mają one albo te pozycje wymienione w menu albo zrobić jak my. W jednym z miasteczek gdzie nocowaliśmy znaleźliśmy przypadkiem ciekawą knajpkę dysponującą ok. 3m2 dla klientów. Typowe "wejdź-kup-wyjdź" lub "wejdź-kup-zjedz na stojąco". Wstąpiliśmy po południu i zapytaliśmy czy oferują śniadania i czy możemy pojawić się tak ok. 8:00 rano (wtedy zimą jest jeszcze ciemno). Będąc nazajutrz o świcie, zgodnie z umową, obserwowaliśmy chłopaka uwijającego się w partyzanckiej kuchni i przyrządzającego smakołyki. Okazało się, że bar otworzył specjalnie dla nas - pamiętał. Na uliczce w medynie było cicho, spokojnie a większość sklepów zamknięta. Gdzie nie gdzie przemykał kot lub skuter, słońce zaczęło delikatnie rzucać światło na wiekowe mury i było strasznie zimno. Najlepsze śniadanie w Maroko, za kilkanaście złotych!


Ceny w Maroko - wejściówki i bilety
Biletowane atrakcje mają dość różne ceny, ale obowiązują dwie zasady:
- Marokańczyk zawsze zapłaci ułamek tego co turysta z innego kraju;
- Droższą atrakcją jest ta popularna, okazała i łatwo dostępna, a nie historycznie/religijnie ważniejsza.
Co do pierwszej sentencji - chyba tak jest w całej Afryce. Będąc w RPA i odwiedzając parki narodowe spotkaliśmy się z podobnie nieprzyjemną praktyką. Jest to z jednej strony zrozumiałe, ponieważ Marokańczycy nie są, jako ogół społeczeństwa, majętni w naszym rozumieniu. Z drugiej jednak strony tak rażące różnice w cenach wejściówek są naprawdę niesmaczne. Można odnieść wrażenie, że zwiedzane obiekty są w 95% utrzymywane z datków sponsorów i zagranicznych turystów.
Kwestia druga? Najlepszy będzie przykład. Kazbah (osada/fort obronny o funkcji mieszkalnej z dziedzińcem, ogrodami) o nazwie Amridil leżąca w drodze na Saharę, już za Warzazat, miała być tylko szybkim przystankiem na trasie. Spędziliśmy w niej blisko półtorej godziny lawirując w niekończących się zakamarkach i eksplorując coraz to nowe piętra. Ta cudowna i prawdziwie berberyjska atrakcja kosztowała blisko połowę mniej niż wejściówka do pierwszej lepszej szkoły koranicznej w Marrakeszu, której zwiedzanie zajmuje góra 20 minut i jest ograniczone do kilku pomieszczeń. Amridil leży pośrodku niczego, a dotarcie tu autokaru z wycieczką jest niemożliwe z uwagi na brak asfaltu przez całkiem spory dystans. Szkoła koraniczna w Marrakeszu leży w środku medyny, zaledwie 20-30 minut od lotniska i choć nie dojedziemy pod jej drzwi to spokojnie i komfortowo dojdziemy z parkingu. Bank rozbija jednak biletowany meczet w Casablance. Cóż, są na świecie ładniejsze i bezpłatne świątynie islamskie.
Atrakcja | Cena zł |
---|---|
Muzeum Dar el Bacha (Marrakesz) | 25 (dzieci do 6 r.ż. bezpłatnie) |
Medresa Alego ibn Jusufa (Marrakesz) | 21 (dzieci j.w.) |
Kazbah Amridil | 16 |
Volubilis (okolice Meknes / Fez) | 42 |
Fort Challa (Rabat) | 29 (13 dziecko do 12 r.ż.) |
Meczet Hassana II (Casablanka) | 62 |
Kazbah Taourirt (Warzazat) | 28 |
Medresa Bou Inania (Fez) | 9 |
Paliwo do samochodu
Benzyna lub olej napędowy nie są wybitnie tanie w Maroko ale zauważalnie tańsze od tych polskich. Jeździliśmy całkiem sporym dieselem, którego komputer pokazywał średnie spalanie w zróżnicowanym terenie na poziomie 3,9 - 4,5 L / 100 km, a więc bardzo przyzwoicie. Każde sto pokonanych kilometrów kosztowało nas 18 - 21 zł. Każdy litr paliwa z kolei ok. 4,60 - 4,70 zł. Zwykła benzyna była dosłownie 2-3% droższa. Jak rzadko gdzie, ceny w Maroko na stacjach benzynowych pozwalały nam dość komfortowo podróżować i nie martwić się o budżet na paliwo. Dodajmy do tego gęstą sieć tych przybytków, praktycznie stałą cenę paliwa oraz możliwość płacenia kartą na 70-80% stacji i otrzymamy całkiem dobre rozwiązanie.

Same stacje benzynowe są bardzo podobne do tych na naszych ulicach. Popularnym jest zapewnienie kierowcom dodatkowych usług, gdzie na miejscu można zmienić opony, wymienić płyny lub umyć swój samochód. Wszystkie czynności są wykonywane w stojących obok siebie boksach i taki system jest na większości stacji. Sprawdziliśmy tylko myjnię i daliśmy chłopakowi zarobić - zewnętrzne czyszczenie do sucha (postarał się) kosztowało nas 19-20 zł.
Pamiątki
Tu musimy oddać cześć lokalnym rzemieślnikom, ponieważ przemierzając kilometry medyn chciałoby się zabrać ze sobą do Polski dosłownie wszystko. Czuć kunszt w rękach i lata ciężkiej pracy. Czy to ręcznie tkane dywany czy skórzane torby i torebki, wszystko jest gustowne i stanowi bardzo pożądaną odpowiedź na zalew plastikowej chińszczyzny. Przestaliśmy przywozić z wypraw "łapacze kurzu" i ograniczyliśmy się do prostych magnesów lub wcześniej wspominanych przypraw. Tym razem do domu wróciły z nami także kolczyki, ale za to jakie! Każdy z drobiazgów kosztował 4 - 5 zł, a więc bardziej niż rozsądnie.
W tym budżecie zamknie się większość niewielkich pamiątek z Maroko. Z innej beczki - na lotnisku w drodze powrotnej stała przed nami dość drobna dziewczyna z zapakowanym do pudła po wielkim telewizorze dywanem. Obrazek był dość osobliwy, ponieważ obawialiśmy się czy ta osoba będzie w stanie umieścić karton na wadze. Pytanie retoryczne brzmi, jak dobrą cenę wytargowała skoro nonszalancko była gotowa zapłacić za tzw. duży gabaryt w Ryanair? O jakości produktu nie ma co dyskutować. Była wysoka.







Ile wydaliśmy?
Koszt naszego wyjazdu na dwa tygodnie do Maroko w 3 osoby zamknął się w kwocie ok. 7560 zł. Dużo? Mało? Jak zawsze, to zależy. Z naszej perspektywy wydaliśmy mniej niż zakładaliśmy, o jakieś 15-20%. Wiele produktów okazało się tańszych przez co funkcjonowanie na miejscu nie niszczyło portfela. Było to zapewne okupione częściowo niższym komfortem podróżowania (nie spaliśmy w pięciogwiazdkowych hotelach) oraz średnio smaczną kuchnią (jadaliśmy to co lokalni) więc każdy musi samodzielnie wyciągnąć wnioski. Kwota 2600 zł od osoby za dwa tygodnie podróżowania po znacznej części kraju? Brzmi dobrze.
Ogólnie koszty podzielić można na poniesione przed wyjazdem (samolot, ubezpieczenie, karta eSIM, noclegi, samochód) oraz na miejscu (jedzenie i napoje, wejściówki, paliwo, pamiątki). Przyzwoicie prezentują się koszty noclegu (Booking oraz AirBnB) gdzie średnio każda noc to mniej niż 180 zł dla naszej trójki (przyjmijmy 60-80 zł /osoba). Koszt wynajętego samochodu jest także cudownie akceptowalny, porównując do Gruzji czy Norwegii gdzie przyszło nam wyjąć z portfela kwoty czterocyfrowe. Pozytywnie wypadł koszt jedzenia poza domem czy biletów do atrakcji turystycznych. Ale to nasza perspektywa. Oto szczegóły, w sumie dla trzech osób:
Noclegi (14 nocy) | 2476 zł | 33 % |
Samochód | 567 zł | 8 % |
Ubezpieczenie samochodu w oddz. firmie (na 12 m-cy) | 364 zł | 5 % |
Samolot (Ryanair KRK-RAK, bagaż podręczny + 3x 10 kg) | 1830 zł | 24 % |
Kara eSIM (MobiMatter, 10 GB) | 88 zł | 1 % |
Ubezpieczenie (OC, NNW, bagaż, leczenie na poziomie premium) | 381 zł | 5 % |
Zakupy spożywcze | 296 zł | 4 % |
Jedzenie w barach / restauracjach / na mieście | 541 zł | 7 % |
Pamiątki | 48 zł | 1 % |
Paliwo i parkingi | 522 zł | 7 % |
Wejściówki i bilety | 378 zł | 5 % |
Inne (leki, myjnia samoch., autostrady) | 65 zł | 1 % |
7556 zł |
Ceny w Maroko - czy może być tanio i fajnie?
Już po powrocie i chłodnej analizie wyjazdu wiemy, że parę rzeczy moglibyśmy zmienić. Wpłynęłoby to na ogólny koszt negatywnie ale najprawdopodobniej podniosło naszą satysfakcję z podróży. Szczególnie mam na myśli noclegi gdzie podnieślibyśmy ich standard, ponieważ na nic innego nie mieliśmy i tak wpływu. Miejsca, w których się zatrzymywaliśmy, były jak najbardziej OK niemniej podróż przez Maroko zimą ma swoje mroczne oblicze - zimne noce. W 90% lokalizacji dysponowaliśmy tylko dodatkowymi kocami, które choć dawały ciepło to nie podnosiły komfortu termicznego w pomieszczeniu. B&B lub hotele o wyższych standardach oferują klimatyzację dwufunkcyjną, która zimą daje przyjemny ciepły podmuch. Tego nam bardzo brakowało więc cierpieliśmy.
Poza tym można śmiało stwierdzić, że ceny w Maroko są bardzo przyzwoite i pozwalają zwiedzać ten kraj bez nadmiernego zamartwiania się o pieniądze. My jeździliśmy samochodem osobowym, a wielokrotnie mijaliśmy kampery na hiszpańskich / niemieckich / francuskich czy brytyjskich numerach rejestracyjnych. Ewidentnie nie tylko my uznaliśmy, że ten fragment Afryki jest bezpieczny, ciekawy i słoneczny. Nawet zimą. Oczywiście wyjazdy zorganizowane rządzą się nieco innymi prawami i oferują (najprawdopodobniej) wyższy standard wyżywienia i noclegu. Nie pozwalają jednak poczuć prawdziwego Maroko, a na tym nam zależało. Jesteśmy teraz bogatsi o masę doświadczeń i to nas cieszy - takie były założenia, które wypełniliśmy co do joty. Wybór, jak zawsze, pozostaje w Twoich rękach.