Pierwszy pełny dzień w Hong Kongu. Jetlag dawał o sobie znać tym bardziej, że mieszkaliśmy w centrum. Tzn. tak myśleliśmy na początku, bowiem z czasem okazało się, że centrum jest wszędzie. Wszędzie zatem był także hałas, gwarne życie, masa ludzi i samochodów, wilgotny gorąc, beton, stal, szkło. Szybkie śniadanie i zaczęliśmy zwiedzanie Hong Kongu. Start był chyba dość klasyczny - Aleja Gwiazd, Wieża Zegarowa, Chunking Mansions, szwędanie po Kowloon Park i wieczorna wizyta w Sky 100.
Zwiedzanie Hong Kongu
Jeżeli planujesz zwiedzanie Hong Kongu i przygotowujesz się do podróży to powyższa mapa może Ci się przydać. Zaznaczyłam na niej naszą trasę oraz co ciekawsze lokalizacje. Całość pokonaliśmy w 1 dzień wielokrotnie się zatrzymując, a więc jej długość nie powinna stanowić większego wyzwania. Skorzystaliśmy także jeden raz z promu i autobusu. Mimo to pamiętaj o dobrych butach!
Promenada
Z mieszkania wybraliśmy się długim chodnikiem (zwanym też od położenia nad poziomem ulicy skywalk'iem) w kierunku nadbrzeża, a dokładniej do terminala promowego. Kilkanaście minut fantastycznej przeprawy na drugą stronę Zatoki Wiktorii i byliśmy tuż przy Wieży Zegarowej. Wtedy jeszcze na hasło "zabytki" wyobrażaliśmy sobie co najmniej coś, co przypomina świątynie buddyjskie i ma 200+ lat. Realia szybko sprowadziły wyśrubowaną, europejską wyobraźnię do parteru.




Wieża Zegarowa
To podobno zabytek. Cóż, mając w historii zwiedzonych miejsc takie perełki jak Jerozolima czy Pafos na Cyprze, czy nawet Rzym, trudno o zachwyt nad budowlą wyglądającą na twór człowieka sprzed kilkunastu lat. To jednak po raz kolejny przypomniało nam, że pojęcie "zabytków" w Azji ma nieco inną definicję. Należy jednak przyznać, że cała okolica wyglądała na bardzo popularną lokalizację, także wśród lokalnych.

Wieża Zegarowa jest fragmentem stacji kolejowej, przeniesionej stąd do obecnej lokalizacji w 1974r. Sam zegar pochodzi z 1910r… i tutaj w sumie można zakończyć sensacyjne dane o tej atrakcji turystycznej.
To co bardziej nam przypadło do gustu, a raczej przyciągnęło wzrok, to fantastyczna panorama zatoki oraz wyspy Hong Kong, z której chwilę temu przypłynęliśmy. Widok zapierał dech. Co prawda las wieżowców, z których każdy ma inny kształt, spotkamy także w innych miastach, to jednak górzysty teren, kaskadowa zabudowa i morskie otoczenie dodawały miastu wyjątkowości. Zauroczeni spędziliśmy dobre pół godziny szwędając się promenadą między selfie-stick'ami miliarda innych turystów, głównie z Chin (zdjęcia z tego miejsca oraz ze Wzgórza Wiktorii są najpopularniejsze w social mediach i na pocztówkach).


Aleja Gwiazd
Skierowaliśmy się w kierunku Alei Gwiazd - atrakcji utworzonej na wzór tej w Hollywood. To było de facto przedłużenie deptaka wypuszczone na podporach mocno w zatokę, omijające nad wodą Hotel Intercontinental. Pan Haart chciał przybić piątkę z betonowym odlewem dłoni Jackie Chan'a (to ten nieco młodszy Bruce Lee znany z niewymagających komedii), ale przeżył rozczarowanie. Cała Aleja Gwiazd była remontowana już od 2 lat, a co za tym idzie wyłączona z użytkowania. Trudno. Skręciliśmy zatem na północ, bo na południu czekała nas tylko duża woda.

Mimo, że słynna Aleja Gwiazd jest czasowo zamknięta, warto wybrać się na promenadę. W Tsim Sha Tsui codziennie o godz. 20:00 organizowany jest pokaz światła i laserów zwany Symfonią Świateł.
Idziemy na północ
Hong Kong to de facto wyspa. Ale też miasto z tą różnicą, że to drugie ciągnie się (oprócz wyspy) daleko na północ od Zatoki Wiktorii i obejmuje Półwysep Kowloon. Hong Kong to także autonomiczny region graniczący z chińskim Shenzen. Hong Kong to wszystko 🙂 Aby to "wszystko" zwiedzić potrzeba chyba kilku tygodni, a tyle czasu nie mieliśmy. Stwierdziliśmy, że plan planem ale spontan musi być i "uderzyliśmy z buta" w pierwszą napotkaną ulicę - Nathan Road.


Nazwa półwyspu Kowloon (pol. "8 smoków") odnosi się do górskich szczytów Kowloon Peak, Tung Shan, Tate’s Cairn, Temple Hill, Unicorn Ridge, Lion Rock, Beacon Hill, Crow’s Nest oraz chińskiego cesarza Bing of Song. Cały obszar został zdobyty przez Brytyjczyków w 1860r.
Peninsula Hong Kong
The Peninsula Hong Kong jest słynnym hotelem tuż przy Alei Gwiazd. Co uczyniło go tak wyjątkowym?
- Jeszcze w okresie międzywojennym Półwysep Kowloon (na którego południowym krańcu jest ów hotel) stanowił końcową stację kolei transsyberyjskiej podróżujących z Europy. Stąd ulokowanie 5* hotelu tutaj było świetnym posunięciem.
- Hotel posiada imponującą flotę 14 samochodów Rolls Royce Phantom, którymi goście mogą dysponować w każdym momencie. Część aut stoi przy głównym wejściu, do którego prowadzi słynny ostry podjazd. Wspomniane Rolls-Royce'y mają specjalnie zmniejszony promień skrętu, aby zmieścić się na podjeździe i wykonać obrót o 180°.
- Hotelowa kuchnia szczyci się słynną gwiazdką Michelin... ale nie skusiliśmy się na degustację.
- To najstarszy hotel w mieście i jeden z najstarszych w Azji w ogóle.

Nacieszyliśmy oczy fasadą, obrazem startującego z dachu hotelu śmigłowca oraz luksusem wylewającym się zza obrotowych drzwi wejściowych. Poszliśmy dalej, ponieważ tuż za rogiem...
Chunking Mansions
... czekało na nas miasto w mieście, państwo w państwie. Zwiedzanie Hong Kongu bez wizyty w Chunking Mansions to jak jedzenie pączka bez nadzienia. W skrócie - jest to kompleks mieszkalno-handlowo-usługowy z milionem sklepików, knajpek na dole i miliardem mieszkanek na wyższych piętrach. Rocznie przewija się tutaj nawet 150 tysięcy emigrantów zarobkowych z krajów rozwijających się. Reprezentanci Pakistanu, Bangladeszu, Birmy, Filipin, Indonezji czy połowy Afryki żyją w skrajnie niekomfortowych warunkach. Mają jednak dach nad głową i są chodzącym przykładem działania globalizacji. Zasady współistnienia wszystkich grup są ustalane doraźnie i oddolnie. Wydawać by się więc mogło, że taki tygiel religijno-kulturowy powinien ulec samozniszczeniu, a jednak funkcjonuje od wielu lat, pomimo prostytucji, przestępczości i narkotyków. Ba, nawet się rozwija.



Potężne zapotrzebowanie na wodę i prąd powoduje, że tysiące kilometrów kabli wiszą swobodnie na elewacji, a system kanalizacyjny staje się niewydolny. Cała machina jest przeciążona, brudna, śmierdząca i aż chce się to wszystko "przypadkowo" podpalić. Ale po chwili przychodzi oświecenie - jak to podpalić, zniszczyć? Chunking Mansions to iskierka i nadzieja na lepsze życie dla wszystkich tych, którym ciepły posiłek jest esencją wysokiego statusu społecznego. To jest jednak także swoiste wielonarodowościowe, ekonomiczne getto.
- Kompleks został swego czasu nazwany przez CNN "nieoficjalną delegaturą krajów Afryki w Hong Kongu". Składa się z 5 bloków po 17 pięter.
- 330 kamer pokrywa zasięgiem 70% obszaru, ale nielegalny biznes kręci się na pozostałych 30%.
- Oszacowano, że w 2007r. przez Chunking Mansions przewinęło się skromne 120 narodowości.
- Ok. 20% telefonów komórkowych używanych w Afryce Subsaharyjskiej pochodzi właśnie stąd.
- Rok 1994 przyniósł do kin wielokrotnie nagradzany dramat reżysera Wong Kar Wai, "Chunking Express" osadzony w realiach Chunking Mansions.[
Kowloon Park
To przykład na to, jak teren zajmowany przez wojskowe baraki można przekształcić w piękną enklawę zieleni pośrodku betonowej dżungli. Nieco ponad 13 ha zajmuje bujna roślinność, fontanny, skwery, place zabaw, stawy, ptaszarnia i banda głodnych flamingów.
Zanim trafiliśmy do parku skosztowaliśmy (po raz pierwszy w knajpie) prawdziwej lokalnej kuchni. Wrażenia? Nie do końca wiedzieliśmy co zamawiamy, ponieważ menu było po chińsku, ale zwiedzanie Hong Kongu nie mogło się odbyć z pominięciem i takich atrakcji. Wzięliśmy zatem każdy coś innego, na wszelki wypadek. Mi wypadła rybna zupa wonton. O wystroju "restauracji" nie będę zbyt dużo pisała, ale zaznaczę, że nasza grupka ledwo zmieściła się przy malutkim stole. Z drugiej strony, to nie muzeum. Tu się je i wychodzi 🙂



Sam park zachęca do spędzenia w nim dłuższych chwil, ponieważ jest ciekawie rozplanowany, wielopoziomowy i bardzo czysty. My zaliczyliśmy, oprócz dużego placu zabaw, staw z flamingami, punkt obserwacyjny (obowiązkowo!), ptaszarnię i urokliwy skwer z fontanną. Nie widzieliśmy grupek starszych mieszkańców uprawiających tai-chi, ale za to co chwilę mijały nas osoby uprawiające jogging. Hong Kong swoją drogą słynie z dużej liczby przybytków sportowych a la polskie "Orliki". Jednym z nich jest potężny kompleks basenowy właśnie w tym parku.


Kowloon Park pozwolił nam nieco odetchnąć od zgiełku, ponieważ zwiedzanie Hong Kongu potrafi zamęczyć. Spacerując dotarliśmy do północnej bramy, za którą skręciliśmy na zachód do kolejnego, ostatniego planowanego punktu do odwiedzenia tego dnia.



Zwiedzanie Hong Kongu z wysokości 100 piętra
The Elements
Aby dotrzeć (piechotą) do Sky 100 od strony miasta z pominięciem metra (stacja Kowloon) musieliśmy się przebić przez potężny kompleks handlowy Elements. Dlaczego o nim piszę? Może dlatego, że piliśmy tutaj chyba jak dotąd najdroższą kawę z kubka (ok. 25 zł za 200 ml siermiężnej lury)? A może z powodu największego w mieście kina z 1600 foteli? Nie, chyba raczej z powodu... lodowiska. Pełnowymiarowego, olimpijskiego lodowiska. Zmęczeni trudami całego dnia przykleiliśmy się do kilku kanap. Leżąc na nich, wzrokiem mówiącym "daj mi spokój", smagaliśmy zmagania dzieciarni walczącej o czarny krążek. Przypomnę tylko - byliśmy w Hong Kongu w styczniu. Niby zima, ale temperatura na zewnątrz nie spadała poniżej 20°C, a tu mieliśmy lodowisko (!). Co prawda to nie Dubaj z krytym stokiem narciarskim, ale "efekt wow" był.



Port w Hong Kongu
Tak naprawdę pojawiliśmy się nieco przed czasem na recepcji Sky 100 aby wymienić vouchery na właściwe bilety ze wskazaną godziną wejścia. Uśmiechy nie pomogły i musieliśmy odczekać karną godzinę wałęsając się po butikach Gucci, Dolce&Gabbana czy innych Versace. Mogliśmy zamiennie wybrać spacer kładką nad autostradą w kierunku portu do West Kowloon Park, co też uczyniliśmy. Port w Hong Kongu jest jednym z największych i najważniejszych na świecie. Nas urzekł industrialny krajobraz wielobarwnych kontenerów, dźwigów, suwnic i innego sprzętu gwarantującego, że nasze zakupy dopłyną bezpiecznie do Polski. Parku nie uświadczyliśmy. Trwała jego przebudowa, a precyzyjniej, z ziemi zaczęła wyrastać konkurencja dla Sky 100.



Sky 100
Jeżeli słynny The Rock (Dwayne Johnson) kręcił w Hong Kongu film "Drapacz chmur" (2018) o ataku terrorystycznym na najwyższy wieżowiec świata, to coś musi być na rzeczy. 484 m n.p.m. czystego szkła i stali robi wrażenie. To najwyższy budynek w Hong Kongu i jeden z wyższych w Azji. Co prawda dotarliśmy "tylko" na poziom 393 m n.p.m., gdzie znajduje się platforma obserwacyjna (owe piętro nr 100), ale i tak czuć było delikatne kołysanie całej konstrukcji pod wpływem wiatrów znad zatoki.

Zwiedzanie Hong Kongu z dużej wysokości? Jest fajnie. Nie super, ale bardzo fajnie. Dlaczego? Czasem/często aglomerację spowija smog lub mgła (wybierz co chcesz) i akurat trafiło na nasz wieczór. Nr 2, zabrakło otwartego tarasu pozwalającego na obcowanie z miastem z tej wysokości, bez pośrednictwa szklanej ściany. Tak było w Bangkoku w Baiyoke Hotel i do dziś mamy w pamięci tamtejsze widoki. Pomimo tego spostrzeżenia muszę przyznać, że Sky 100 jest bardzo ciekawą i wartą odwiedzenia atrakcją. Mamy tutaj ograniczony tylko kolumnami widok 360°, snack bar, sklepik z pamiątkami i bardzo ciekawie rozwiązany korytarz do wind z ukrytą pod przezroczystą podłogą trójwymiarową mapą centrum miasta. Inaczej niż w Bangkoku nie ma tutaj tłoku, mamy normalną toaletę i nie trzeba wspomagać się pompką aby uruchomić przepływ wody 🙂







Kupiliśmy wejściówki za pośrednictwem Klook, o którym to portalu dużo pisałam przy okazji organizacji transportu w Hong Kongu. Koszt to 92 HKD/os. (ok. 45 zł), a więc prawie 50% taniej niż za pośrednictwem dedykowanej strony. Nie przepłacaj tylko dlatego, że jesteś turystą!
Warto pojawić się w Sky 100 w okolicy zachodu słońca, aby podziwiać jeszcze bardziej niesamowitą panoramę miasta. Pamiętaj, aby sprawdzić dostępność, ponieważ popularną praktyką jest urządzanie tam specjalnych eventów poprzez wydzielanie całości lub części całego piętra. To wydatnie ogranicza możliwość podziwiania Hong Kongu z góry.
Zwiedzanie Hong Kongu - podsumowanie dnia
Dotarliśmy do domu korzystając z naszej zaprzyjaźnionej linii autobusowej E11 mającej przystanek (a jakże) tuż pod Sky 100. 15 minut zajęło nam aby dostać się w okolice mieszkania i najeść się do syta street-food'owym żarciem. Jeszcze nie mieliśmy swoich ulubionych typów, więc eksperymentowaliśmy jak poprzedniego wieczoru - takie tam kalmary, kraby czy inne azjatyckie wynalazki ;). Obok ulubionej linii autobusowej mieliśmy już ulubiony stragan, na którym otrzymywaliśmy (chyba z uwagi na Szymka) bezpłatne soki. Takie zwykłe - rumiankowe, chryzantemowe 🙂



Znaleźliśmy jeszcze siłę, aby dotrzeć na nadbrzeże i nocną porą zakończyć zwiedzanie Hong Kongu podziwiając Półwysep Kowloon. U stóp pomnika Golden Bauhinia. Statua została postawiona przez Chińczyków na pamiątkę przekazania im w 1999 r. jurysdykcji nad Hong Kongiem przez Brytyjczyków. Ci mieli tę ziemię "w dzierżawie" przez poprzednie 100 lat. To miejsce nie jest jakoś spektakularnie urokliwe, ale dla turystów z Kraju Środka ma wyraźne emocjonalno-polityczne znaczenie.
Czy było fajnie?
Tego dnia przeszliśmy dystans jak z Zamościa do Szczecina. Zwiedzanie Hong Kongu to zdawać by się mogło czysta przyjemność, ponieważ jesteśmy w supernowoczesnym i zindustrializowanym miejscu. Tak, ale przemierzanie kilometrów wśród wieżowców, ścisku ludzi i natłoku samochodów nie stymuluje naszych organizmów tak jak słońce, palmy i morze. Byliśmy styrani ale zadowoleni. Znaleźliśmy jeszcze moment na szybkie drinki i poszliśmy spać. Rano czekała na nas za oknem niespodzianka. Była potężna i nie mam na myśli zjawiska pogodowego... ale o tym w kolejnym wpisie. Aha, tak - było fajnie 🙂