Odbierające mowę cuda architektury sakralnej, po których chodzimy bez obuwia. Malownicze wydmy na pustyni, niczym fale na wzburzonym morzu. Rezerwaty zwierząt, gdzie człowiek jest intruzem. Zwykli ludzie, tacy sami jak wszędzie a jednak jakby bardziej mili. Drugi największy kanion świata, do którego dojazd wiedzie przez piekło. Co zobaczyć w Omanie? Wszystko!
Nasz plan – co zobaczyć w Omanie
Od początku było ciasno z czasem. Mieliśmy 10-dniowe okienko aby ustalić odpowiedź na pytanie pt. co zobaczyć w Omanie. Po wstępnym screeningu zrobiliśmy listę miejsc do odwiedzenia i zorganizowaliśmy logistycznie całe przedsięwzięcie. Rozpoczęliśmy bardzo klasycznie, od Muskatu. Nieważne czy dojedziesz do stolicy autobusem z Dubaju czy przylecisz samolotem. Tu wszystko się zaczyna i kończy.
Discovery pokazywał swego czasu serię o lotnisku w Dubaju, jako najbardziej skomplikowanym, luksusowym i największym porcie lotniczym. Wszystko tam lśniło i ociekało bogactwem. Tak to prawda, ale nie do końca. Przemilczano fakt, że dotyczy to terminala 3, z którego operuje wyłącznie Emirates. Inne linie lotnicze są obsługiwane na terminalu 1, a to kompletnie inna historia.
Poznajemy Muskat
Po wylądowaniu na lotnisku MCT poczuliśmy się w innym świecie. Czystość i proste acz smaczne elementy wystroju kupiły nas kompletnie. Widzieliśmy w Hong Kongu obsługę czyszczącą ruchome schody szczoteczkami. Tutaj podłogi czyściły roboty, a powierzchnia oślepiała blaskiem. Całkiem dobry początek.
Dalej mieliśmy przyspieszone przypominanie sobie obsługi auta z dwoma pedałami (automat), przejazd pustymi arteriami do hotelu na obrzeżach jakiegoś osiedla i upragniony sen w całkiem wygodnym łóżku. To akurat nie był już standard Dubaju, ale nadal znośnie. W Muskacie mieliśmy zostać na jeszcze jedną noc w tym hotelu, z którego basenu na dachu nawet nie mieliśmy czasu skorzystać.
Mutrah
Po nietuzinkowym śniadaniu (grzyby z kalafiorem na parze, herbata tylko z mlekiem, mnóstwo daktyli) ruszyliśmy w miasto. Nocne, puste ulice zamieniły się w rwące potoki samochodów, które w stołecznym (warszawskim) stylu zajeżdżały nam drogę skręcając w ostatnim momencie w boczne ulice. Jazda samochodem w Muskacie nie należy do przyjemnych, ale za miastem jest naprawdę normalnie. Szeroko pojmowane centrum miasta nie jest też atrakcyjnym turystycznie miejscem, co odkryliśmy błyskawicznie.
Po kilku przygodach (drogi są świetne, ale niezbyt dobrze oznaczone) dotarliśmy do Mutrah, miasta przyklejonego do stolicy i liczącego ok. 250 tys. mieszkańców. To także jeden z najważniejszych portów Omanu i jego serce handlowe. Popularność wśród turystów zawdzięcza tradycyjnej i niskiej, zwartej zabudowie oraz pocztówkowym krajobrazom. Faktycznie, rzadko zdarza się tak urokliwy i zapadający w pamięć widok. Wzgórza schodzące wprost do oceanu, białe domki na zboczach, szum wody i wrzask mew.
Szukając miejsca do zaparkowania kieruj się na Mutrah Fish Market – na rondzie tuż przy zatoce skręć w lewo (jadąc od Muskatu) i zaraz zjedź na piaszczysty, obszerny plac. Jest bezpiecznie, a sam parking pojemny i bezpłatny. Jeśli jednak koniecznie chcesz stanąć w zatoczce przy głównej ulicy pamiętaj, że taki postój jest płatny w godz. 8-13 oraz 16-21.
Mutrah Corniche
Nadmorski deptak ciągnie się kilometrami, a przy tym jest przestronny i po prostu ładny. Nie ma tam nagabujących handlarzy czy tłumów przechodniów, a zamiast tego możemy podziwiać naprawdę przepiękną pocztówkę. Co prawda portowa zatoka nie jest zbyt czysta, ale na potężnych głazach można policzyć setki/tysiące krabów. Spacer promenadą to naprawdę przyjemność pomimo faktu, że wzdłuż niej ciągnie się ruchliwa ulica. Kilkaset metrów za Fort Mutrah jest już luźniej od samochodów i szansa na parking przy głównej ulicy wzrasta. Jeśli chcesz po prostu pospacerować (szczególnie przy zachodzącym słońcu!), szukaj luki właśnie na tym odcinku. Tutaj także znajdziesz fantastyczny plac zabaw dla dzieci.
Jeśli jednak ciągnie Ciebie na targowisko i chcesz chłonąć lokalny klimat, stań tam gdzie zaproponowaliśmy. Będziesz mieć blisko do Mutrah Souq, ale poruszaj się promenadą. Od strony zatoki ruch pieszy jest zdecydowanie mniejszy niż po drugiej stronie ulicy. Szczególnie, gdy w porcie stoi potężny wycieczkowiec z setkami turystów.
Mutrah Souq
Oficjalna nazwa tego targowiska to Al-Dhalam, co oznacza po arabsku „ciemność”. Dlaczego? Labirynt alejek jest w 95% zadaszony i do ziemi praktycznie nie docierają promienie słoneczne. Ma to także swoje plusy w tej szerokości geograficznej, ponieważ tu właśnie można złapać nieco ochłody. Same stragany są przeobfite w różnego rodzaju dobra. Maniacy zakupów będą w swoim żywiole, choć to obecnie targ głównie dla turystów, co w sposób oczywisty wpływa na ceny produktów. Spróbuj potargować się po południu, kiedy kończy się sjesta i stragany ponownie się otwierają (ok. 16:00). Na tym targu byliśmy dwukrotnie i popołudniowe zakupy były dla nas bardziej owocne. Dlaczego tu wróciliśmy? Omańczycy nie są natrętni, więc podziwiając towary z pewnością nie będziemy wciągani do sklepów. To kompletnie inna jakość bazarowych zakupów!
Dla niskobudżetowców – wychodząc poza targ przy posterunku policji natkniemy się na jego ciąg dalszy. Są tu trochę inne produkty i zdecydowanie niższe ceny. Sama miejscówka nie jest już tak obszerna jak sam Mutrah Souq.
Fort Mutrah
Zbudowany jeszcze przez Portugalczyków w XVI w. jest niekwestionowaną perłą okolicy. Dumnie spogląda na zatokę i ze swoimi trzema wieżami dominuje w krajobrazie, będąc jednocześnie najwyższym punktem obserwacyjnym. A jest co podziwiać, choć najpierw trzeba pokonać ponad 200 całkiem stromych i krętych schodków. Panorama prawie 360o pozwala dostrzec strażnice na okolicznych wzniesieniach. Kilkaset lat temu cała okolica musiała być fortyfikacją nie do zdobycia. Fort tak naprawdę odwiedziliśmy ostatniego dnia w Omanie, kiedy zostało nam trochę czasu. Po zwiedzeniu tego typu budowli wcześniej w górach nie byliśmy już tak podekscytowani, jednak malownicze położenie budowli robi robotę.
Podczas naszej wizyty wstęp był jeszcze darmowy, ale widać przygotowania do pobierania opłat za możliwość podziwiania Mutrah z wysokości. Pieszy dystans do samochodu stojącego przy targu rybnym może być zbyt duży, dlatego szukając parkingu nieco bliżej warto sprawdzić uliczki na tyłach fortu.
Pałac Al-Alam
Al-Alam to pałac sułtanów Omanu w Muskacie. Został zbudowany niedawno, bo w latach 70 XX wieku, w miejscu dawnej ambasady Wielkiej Brytanii. Dzięki kolorom i nietypowym detalom wygląda jak z innego świata. Zrobił na nas ogromne wrażenie, a legenda o tym, że każdy niewolnik, który dotknął masztu z flagą stawał się wolnym człowiekiem, tylko wzmaga ciekawość.
Zaparkowaliśmy od strony Al Mirani Fort, gdzie mogliśmy podziwiać zatokę Omańską, tuż przed zachodem słońca. Przy okazji okazało się, że nie można parkować przy czarno-żółtych krawężnikach, o czym poinformowali nas patrolujący żołnierze. Przeszliśmy kilka uliczek mijając rządowe budynki oraz meczet i dotarliśmy na wielki plac z widokiem na pałac Al-Alam.
Sultan Qaboos Grand Mosque
Meczet nie należy do wielkich zabytków, choć budowlą potężną jest. Wybudowano go na wyraźne polecenie Sułtana Omanu, co dokonało się w 2000 r. po siedmiu latach pracy nad sprowadzanym z Indii piaskowcem, którego zużyto ponad 300 tys. m3. Magnesem przyciągającym rzesze turystów do tego miejsca jest z pewnością przepiękna architektura, ale warto wspomnieć że sala główna meczetu mieści największy, ręcznie tkany, dywan świata. Nad nim wisi równie potężny żyrandol z kryształów Swarovskiego, którego średnica przekracza 8 m.
Omańczycy są przemili i tak traktują turystów. Są zdecydowanie bardziej liberalni od swoich sąsiadów (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie) i akceptują inne spojrzenie na świat. Widzieliśmy imamów, którzy śpiewali teksty Koranu zachęcając w ten sposób zwiedzających do poznania historii tego miejsca i samego Islamu. Śpiew przybliża podobno do Boga, ale nie próbowaliśmy naśladować mistrzów. W meczecie czuć jednak sakrum.
Meczet odwiedziliśmy tuż po jego otwarciu, ok. 08:10 rano. Mając na uwadze częste tłumy zagranicznych turystów, chcieliśmy uniknąć zgiełku i spokojnie kontemplować to miejsce. Okazało się, że podjęliśmy słuszną decyzję i taką wszystkim rekomendujemy, bowiem meczet nie jest otwarty dla zwiedzających przez cały dzień. Z parkingiem nie powinno być żadnego problemu. Należy pamiętać, że mniej więcej w połowie całego kompleksu będziemy musieli zdjąć obuwie i poruszać się dalej boso/w skarpetach. Dress code jest bardzo wymagający. Należy uważać na naciągaczy przed wejściem, którzy chcą wcisnąć odpowiedni strój za niebotyczne pieniądze.
Co zobaczyć w Omanie – Jabreen Castle
Z perspektywy czasu musimy przyznać, że zamek Jabreen był chyba najciekawszą atrakcją „nienaturalną” Omanu. Po wyjściu z meczetu skierowaliśmy się autem od razu w stronę gór, gdzie czekał na nas kolejny nocleg w Al-Hamra. Zamek jest położony bardzo blisko głównej drogi, ale z niej niewidoczny. Spodziewaliśmy się niezbyt okazałej budowli, może nawet trochę zaniedbanej, a trafiliśmy na prawdziwą perłę.
Zamek powstał w XVII w. i niedawno przeszedł poważny remont, do którego użyto wyłącznie materiałów dostępnych w czasach jego pierwotnej budowy. Z zewnątrz, z poziomu parkingu, wygląda nieco zwaliście i nieokazale. Ciekawiej robi się na głównym dziedzińcu, a w środku zaskakuje nas swoją przemyślaną konstrukcją i inżynieryjnym kunsztem. Jest to atrakcja, która zdecydowanie przypadnie do gustu miłośnikom labiryntów, zakamarków, a także odkrywcom i poszukiwaczom przygód. Zamek był budowany etapami i składa się z dwóch oddzielnych budynków z dziedzińcami w środku. Przejścia są tylko na poziomie parteru i dachu. Oprócz niezliczonych sal i pokojów mamy dostępną zbrojownię, więzienie czy magazyn (tylko) na daktyle. Ciekawostką były prywatne pokoje… z łazienkami. Te dostępne były dla sfer wyższych, bowiem np. żołnierze mieli wspólną łaźnię prawie w piwnicy, gdzie myli się w przepływającym pod zamkiem potoku.
Zapłaciliśmy 10 zł (!) za trzyosobową rodzinę. Cena sugerowałaby dość szybką do ogarnięcia atrakcję, a było dokładnie odwrotnie. Spędziliśmy tutaj przeszło 3 godziny, choć odjeżdżając pozostaliśmy z niedosytem. Zdecydowanie warto, a nawet trzeba to miejsce zobaczyć.
Fort Bahla
Co zobaczyć w Omanie? Na pewno miejscówkę wpisaną na światową listę dziedzictwa UNESCO. Fort Bahla leży kilkanaście kilometrów od Jabreen, w kierunku Jebel Akhdar, a więc dokładnie na naszej trasie do kolejnego miejsca noclegowego. Cała fortyfikacja powstawała między XIII a XV w. i tym co ją odróżnia od zwiedzanej kilkanaście minut wcześniej jest bardzo ascetyczny styl. Byliśmy po raz trzeci jednego dnia pozytywnie zaskoczeni skarbami Omanu. Niestety, Fort Bahla ma także swoje poważne problemy – prace renowacyjne trwają ciągle od 1995 r., używane materiały są zbyt nowoczesne, centralnym punktem jest całkowicie współczesna… toaleta, a przy większych deszczach cały kompleks jest zalewany. Co z tego, że u bram jest komfortowy parking, skoro kompletnie nie ma broszur informacyjnych czy audioprzewodnika.
Pomimo tego, Fort Bahla jest obowiązkowym punktem na trasie po kraju. Czuć tu klimat wysokich gór i strategiczne położenie fortyfikacji, która w wiekach średnich musiała odgrywać kluczową rolę. Niedaleko stąd leży przecież historyczna stolica kraju, Nizwa. No i ta cena biletu – 10 zł za 3 osoby!
Co zobaczyć w Omanie? Góry!
Późnym popołudniem dotarliśmy do Al-Hamra, sennego miasteczka u podnóża Jebel Shams (najwyższego szczytu gór Al-Hajar w Omanie). Oferta AirBnb w Omanie nie jest przesadnie szeroka, więc spodziewaliśmy się braku jakichkolwiek mieszkań do wynajęcia tak daleko od cywilizacji. W okolicy dominowały przybytki przypominające hostele, ale nie kręciły nas kolejne 2 noce w pokoju wieloosobowym. Znaleźliśmy jednak kontakt do Ahmeda, który (podobno) kilka dni wcześniej wystawił swoje mieszkanie do wynajęcia. Udało się.
Tak, byliśmy potwornie zmęczeni, ale widoki rekompensowały wysiłek całego dnia. Na sporym tarasie wynajętego nad apteką mieszkania mieliśmy pasmo górskie jak na talerzu. Wiedzieliśmy, że za kilka godzin poczciwa Toyota Yaris zmierzy się z kamiennymi drogami i rozrzedzonym powietrzem powyżej chmur. Nie wiedzieliśmy, że plan na kolejny dzień przyjdzie nam gwałtownie zmienić.
Ale o tym w oddzielnym wpisie…