22 kwietnia 2015 r. do księgarni trafiła książka – Księżyc nad Bretanią. Jest to najnowsza powieść Niny George, autorki bestsellera „Lawendowy pokój”. Miałam przyjemność przeczytać tę pozycję tuż przed publikacją i zdradzę, jakie zrobiła na mnie wrażenie.
Księżyc nad Bretanią
Przez pierwszych kilkadziesiąt stron byłam zdenerwowana i poruszona. Wrzeszczałam, na szczęście tylko wewnętrznie, na główną bohaterkę, Marianne. Miałam ochotę nią potrząsnąć i wbić do głowy, że każdy człowiek ma prawo do godnego życia, szczęścia i świętego spokoju. Nie mogłam uwierzyć, że przez ponad 40 lat żyła pod dyktando despotycznego męża, godziła się na poniżanie i obojętność.
Mężczyzn nikt nie oskarża. To kobieta jest winna. Jeśli on jej nie kocha, jeśli jest zbyt słaba, by odejść, jeśli ma dziecko, ale nie ma obrączki – jesteśmy płcią, która sama jest sobie winna.
Uwierzyła, że jest nikim, że nikt jej nie potrzebuje, że nic dobrego już na nią nie czeka. Stojąc na moście Pont Neuf, w romantycznym Paryżu, postanowiła się zabić. Tragiczny koniec w nurcie Sekwany.
Dzięki przypadkowi przeżyła, a leżąc w szpitalu zrozumiała, że musi uciec. Przynajmniej na chwilę. Wyznaczyła sobie ostatni cel – zobaczyć port Kerdruc na bretońskim wybrzeżu. Tam, zaczęła się jej przygoda. W małej, portowej społeczności poznała wyjątkowych ludzi, którzy zupełnie nieświadomie dodali jej wiary.
Czy ubranie może zmienić kobietę? Nie. Lecz może skłonić ją, by odkryła siebie na nowo.
Wraz z czerwoną sukienką zmieniła nastawienie do życia. Przypomniała sobie, że jest kobietą. Dojrzałą ale wciąż gotową na miłość. Uwierzyła, że nigdy nie jest za późno na zmiany, że warto walczyć o swój mały kawałek szczęścia. Brzmi patetycznie ale cieszyłam się jak dziecko z każdego małego kroku Marianne, każdej pozytywnej decyzji. Kibicowałam ze wszystkich sił. Tak jakbym ją znała. Chciałam, aby się jej udało. Solidarność jajników, czy coś w tym stylu 😉
Czytałam wieczorem i rano, jadąc do pracy…
Ukrywałam wzruszenie i cicho chichotałam w warszawskim tramwaju, licząc na to, że nie uznają mnie za wariatkę. Nina George przeniosła mnie do tytułowej Bretanii. Pokazała zwykłych ludzi z codziennymi problemami. Przemyciła zapachy francuskiej kuchni, tajemnice małych pensjonatów, romanse, zdrady i tajemnice. Pierwszy raz z książki „nie kucharskiej” dowiedziałam się jak w humanitarny sposób przygotować kraba do jego ostatniej drogi. Skusiłam się na krem chantilly (ha! banalnie prosty) i poznałam francuskie nazwy wyrafinowanych potraw.
Nie zdradzę, co się wydarzyło i gdzie poniosło Marianne. Przeczytajcie „Księżyc nad Bretanią”. Nie chcę Wam popsuć zabawy 🙂
Hania
Bardzo ładna okładka
Zaciekawiłaś mnie.
„Miałam ochotę nią potrząsnąć i wbić do głowy, że każdy człowiek ma prawo do godnego życia, szczęścia i świętego spokoju.”
ha ha to samo 😀
Ale dzięki Tobie przeczytałam tę książkę 🙂
Super 🙂 Bardzo się cieszę 🙂 Pozdrawiam!